Relacja 1 – 2022

23.04.2022r. Wolsztyn
Ultra Cross Gwint był już w naszym kalendarzu w 2020r. przed Biegiem Rzeźnika, ale z wiadomych powodów bieg odwołano. Natomiast w tym roku, mając w planach start w Ultra Roztoczu na dystansie 120 km Gwint idealnie wkomponował się w nasze przygotowania, szczególnie, że teren i przewyższenia są zbliżone do tych z którymi się zmierzymy na Dalekim Wschodzie. Czyli lasy, pola, rzeki, jeziora, płasko, płasko i płasko.
Trasa 55km Gwinta wiodła z Grodziska Wlkp. przez Rakoniewice, Głodno do Wolsztyna, gdzie znajdowało się pięknie przygotowane miasteczko biegowe nad Jeziorem Wolsztyńskim w Fala Parku. Naprawdę bardzo ładne miejsce. Start do biegu nastąpił o godz. 12:00 i może Was to zdziwi dlaczego taka pora. Ano organizator tak zaplanował godziny startu biegów, aby limit godzinowy dla wszystkich dystansów kończył się o 21:00. Początek to 2 kilometry asfaltu i do lasu, trasa płaska z małymi leśnymi pagórkami, bez większych przeszkód w postaci korzeni, czy łach piachu. Może jedynie trochę za ciepło, ale ja już się przyzwyczaiłem, że pierwszy wiosenny start trafiam na wyższą temperaturę niż w trakcie treningów. Biegło się dobrze, a nawet za dobrze, bo kiedy na 6 km zegarek podał tempo 5:04, lekko się przestraszyłem i włączyłem hamulec. Pod koniec pierwszego etapu, czyli paśnika w Rakoniewicach na 21 km zacząłem czuć objawy lekkiego zmęczenia. Postanowiłem nie jeść jednak zbyt wiele i zadowoliłem się żelem i colą. Byłem mocno powyżej planu, więc na drugim 16 km etapie poważnie zwolniłem, bo chciałem dotrzeć do mety w jednym kawałku. Od 30 km organizm zaczął się buntować, zbyt wysokie tętno zmuszało mnie do przejścia chwilami w marsz i na drugim punkcie w Głodnie /37 km/ spożyłem znacznie większy posiłek dopchany drugim żelem. Było dobrze, co prawda średnie tempo spadało, ale znalazłem swoje „miejsce” w tym biegu, w którym mimo kolejnych kilometrów czułem się dość komfortowo. Jeżeli można czuć komfort po 50 km. Ostatnie kilometry to przemierzanie ścieżki wzdłuż Jeziora Wolsztyńskiego, gdzie przypomniały mi się starty w MTB Kaczmarek.
Zawody ukończyłem w czasie 5:53,50 , a Edytka w czasie 7:34,49 z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.
Był to znakomity sprawdzian przed naszym docelowym startem w tym roku, bo jednak już dawno nie biegaliśmy po płaskim tak długich dystansów.
Jeszcze słów kilka o organizacji. Są to zawody z ekstraklasy, miasteczko, paśniki, wolontariusze, oznaczenie trasy to najwyższa półka. Nawet w miasteczkach z punktami wolontariusze kierowali nas, żebyśmy nie szukali szarfy gdzieś na płocie, czuliśmy się bardzo dobrze zaopiekowani. Mimo sporej ilości biegaczy, ani chwili nie czekaliśmy na wodę, colę itp., bo wszyscy dwoili się i troili. No i meta z mega komentatorem, który nie szczędził gardła dla żadnego biegacza.
Polecamy !!!!

Pędzi-Para, Roman i Edyta Waścińscy