Relacja 11 – 2019

Wiec tak. Bieg rozpocząłem trochę za szybko po 10 km biegłem tempem 5:05/km i po 10km miałem zapas czasowy 14 min. i już wiedziałem, że mi to się odbije na dalszych kilometrach, ale starałem się o tym nie myśleć. Cała taktyka, którą obrałem się rozwaliła na samym początku. Drugie 10 km biegłem tempem 5;52/km i tak za szybko, bo po 20 km powinienem mieć czas 2h10min zgodnie z planem, a ja miałem czas 1h50min, czyli 20 min zapasu. Trzecie 10 km już wolniej tempem 6;16/km i zapas ogólny miałem 22min na 30km. I tu we znaki zaczęło dawać się zmęczenie i podejrzewam, że już miałem grymas na twarzy a do mety pozostało jeszcze 25km. Czwarte 10km biegłem tempem 6;20/km i gdy opuszczałem punkt kontrolno-odżywczy w Miedzichowie na 38 km wiedziałem, że te ostatnie 17 km do mety to będą katorga z samym sobą. Dobiegając do 40 km miałem zapas czasowy 23 min. Od 40 km zaczęły się skurcze bardzo bolesne i ten bieg zamienił się w marszobieg a po 45 km, czyli 10 km przed metą chciałem zrezygnować z biegu, bo skurcze były tak mocne, że nie mogłem nawet kuźwa iść. Byłem mega załamany z tyłu nikogo z przodu też nikogo nie widać tylko ja las, kleszcze, błoto i moja głowa, która już w 99% się poddała. Wtedy już szedłem po 250 m i truchtałem tak długo jak się dało aż skurcze mnie znowu chwyciły i tak do 50 km. średnia z odcinka 40-50 km wyniosła 7:23/km i zapasu zrobiło się już tylko 14 min. Na 5 km przed metą wybiegła po mnie koleżanka Dorota Przybylak [trzy razy 3 miejsce i raz pierwsze miejsce w gwincie] i wspólnie z koleżanką dotruchtaliśmy do mety z czasem 5:48:44 gdzie zająłem 52 miejsce open i 18 w kategorii. Tym biegiem nabrałem doświadczenia życiowego.

Krzysztof Stańczyk