Relacja 4 -2019

Piszę jako kibic, żona jednego z utrasów, który biegł w tym roku dystans 100 mil i świeżo upieczona ultraska. Mój mąż #długobieganie – Artur Mackiewicz w zeszłym roku wystartował na dystansie 110km i tak bardzo mu się spodobało, że postanowił w tym roku spróbować swoich sił na 100 mil. Normalnie myślałam, że go do reszty pogrzało ale co zrobić jak się na coś uprze to już koniec. W ogłoszonym konkursie po zeszłorocznym biegu wygrał możliwość wyboru sobie dystansu i już nie było najmniejszych wątpliwości co pobiegnie w 2019 roku 😉 Przygotowywał się długo i sumiennie. Wszystko już było zaplanowane, z kim pojedzie, gdzie się zatrzyma bo o spaniu to raczej nie było mowy przy starcie o godzinie 18 😉 Przepaki przygotowane, cały plan obmyślony itp. itd. Jednym słowem zwarty i gotowy.

Nawet do głowy mu nie przyszło, że jego osobista żona knuje z rodziną swój plan… Jakiś tydzień przed godziną zero wpadłam na pomysł, że jak rodzinka zajęłaby się naszymi dziećmi to mogłabym w sobotę pojechać do Nowego Tomyśla aby przywitać mojego utrasa na mecie. Należę do osób upartych i konsekwentnych więc jak postanowiłam tak zrobiłam, ale od początku. Opieka dla dzieci została zorganizowana z małymi perypetiami, ale się udało. Dużo osób było wtajemniczonych i tylko się modliłam, żeby ktoś się nie wygadał przez przypadek.

W piątek 10 maja pojechał i jeszcze przed startem rozmawialiśmy o tym jaki ma plan na bieg i w jakim czasie chciałby go ukończyć. Analizowałam te jego zapiski bo musiałam wszystko zgrać następnego dnia. Byłam z nim w kontakcie do pierwszej w nocy. Miałam rozpisane, o której zameldował się na którym punkcie. Wszystko analizowałam, żeby orientacyjnie wiedzieć na którą godzinę może dobiec w sobotę, żebym zdążyła dojechać na miejsce. Rano pobudka o 6.30 i znowu byliśmy w kontakcie. Niesamowity ten mój mąż, jak się kładłam spać to on bieg i jak wstałam to on dalej biegnie i jeszcze biec będzie wiele godzin. Rano w sobotę byłam jeszcze zapisana na bieg w Szczecińskim Festiwalu Biegowym, na szczęście tylko na 5km. Miałam blisko to pojechałam tam rowerem, szybko zaliczyłam bieg w dość dobrym czasie, chwilę porozmawiałam z mężem, który miał za sobą już jakieś 120km,  wróciłam do domu, szybko się ogarnęłam i ruszyłam do Nowego Tomyśla. W sobotę na wyjeździe ze Szczecina zaliczyłam korki, no szok, że też wszystkim się zachciało wyjeżdżać z miasta. Serio? Akurat teraz jak ja jadę zrobić mężowi niespodziankę 😉 Wreszcie się udało i dalsza droga była wręcz nudna. W międzyczasie na S3 dzwoniłam do ultrasa, żeby sprawdzić jak mu idzie i powiedzieć, że super ma super tempo, żeby nie spieszył się bo ma dużo czasu itp. itd 😉 Z tym dużo czasu to bardziej mi zależało, żeby nie przybiegł na metę zanim nie przyjadę 😛 Dojechałam akurat w monecie gdy na metę wbiegała #runningqueen Ogromne gratulacje za przebiegnięcie 110km. Ta drobna osóbka dobiegła i wyglądała jakby jakiś półmaraton co najwyżej przebiegła a do tego miała tyle energii jeszcze, że szok. Dowiedziałam się, że widziała się z Arturem i w sumie to niedługo powinien zameldować się na mecie.

Siedziałam tam i czekałam z butelka sampana a w samochodzie miałem jeszcze blachę ciasta marchewkowego. Przybiegali kolejni zawodnicy ale mojego męża wciąż nie było. Wreszcie odważyłam się zadzwonić po raz kolejny i powiedział, że zostały mu jakieś dwa kilometry do końca. W głosie słyszałam zmęczenie i starałam się go podtrzymywać na duchu, że już jest bardzo blisko, że dokonał rzeczy niemożliwej, żeby już spokojnie dotarł do mety oraz żeby dał znać jak już będzie na miejscu 😉 I czekałam dalej.. To była cała wieczność.

I wreszcie z za zakrętu wyłoniła się znana mi postać. Widać było ogromne zmęczenie ale starał się resztkami sił wbiec na metę. W tym momencie zaczęłam nagrywać ten moment z okrzykami radości, że mu się udało. Mina mojego męża, mega ultrasa w tym momencie była bezcenna, widać było naturalną i nieukrywana radość, bo nie spodziewał się w sumie nikogo znajomego na mecie a tym bardziej mnie 😊 No trochę mnie nie docenia ten facet, przez tyle lat już powinien się nauczyć, że miewam niesamowite pomysły 😉

Dwa tygodnie później to mąż z dziećmi mi kibicował na mecie biegu #puszczygór 55km i teraz ja też do łączyłam do rodziny ultrasów.

W przyszłym roku mój mąż znowu ma zamiar pobiec #GWINTa, tym razem dystans 55km bo tylko ten mu jeszcze pozostał a ja może też się skuszę i spróbuję swoich sił razem z nim. Ta niesamowita atmosfera i te emocje na mecie tylko utwierdziły mnie, że jest to magiczne wydarzenie i fajnie byłoby w tym uczestniczyć już jako zawodnik 😊

Widzimy się więc za rok 😊

 

Magdalena Mackiewicz